niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział szósty (10)

28 maja 2013, wtorek
Los Angeles

*Harry*

- No i co myślisz? - zapytał mnie ponownie Louis.
- Lou, proszę cię... Myślę, że to dobry pomysł. - odparłem.
- Ok, no to zaraz do niej zadzwonię. - ucieszył się szatyn. Uśmiechnął się od ucha do ucha, podczas gdy ja zapytałem:
- Dlaczego tak bardzo chcesz spotkać się z Rachel?
Tommo zapatrzył się w nieznany mi punkt i widocznie nie był skory do odpowiedzi. Westchnąłem i już miałem wstać z kanapy, gdy ten zaczął:
- Tęsknię za nią, wiesz?
- Ja też, ale ciągłe myślenie o niej... Ona nie wróci, Lou. Sama wybrała taką drogę. Żaden z nas nie zawinił. Przecież to doskonale rozumiesz. Nie możesz się ciągle zamartwiać. - tłumaczyłem.
- Więc ona nic już dla ciebie nie znaczy? - zadał wprost pytanie, które nie wiadomo dlaczego zabolało mnie, jak cios prosto w serce.
- Jak możesz tak myśleć? - podskoczyłem jak oparzony i kontynuowałem: - Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, że była i będzie dla mnie zawsze ważna. Tylko... Jej już tu nie ma, Boo.
- Rachel tak bardzo mi ją przypomina. Jej gesty, głos, spojrzenie, to wszystko... Nie ważne, majaczę. - wyszeptał smutny. - Idę zadzwonić.

*Louis*
Przeprowadziłem krótką, zwięzłą rozmowę z Rachel. Ucieszyła się na moja propozycję i obiecała przyjść do nas. Zabrałem się za przygotowania, bo umówiłem się z nią za dwie godziny. Oznajmiłem chłopcom, że będziemy ją gościć. Nie mieli nic przeciwko, wręcz odwrotnie.
Przygotowałem cały dom. W sumie... zachowywałem się, jakby Smith była księżniczką. Oj, nie, naprawdę ją polubiłem.
Wszystko było zorganizowane na tip-top, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Popędziłem, by je otworzyć, ale uprzedził mnie Harry.
Był naprawdę wystrojony. Miał na sobie czerwoną koszulę w kratę, ciemne jeansy i trampki w kolorze koszuli. Włosy jak zwykle pozostawił w nieładzie.
- Cześć. - powitał z entuzjazmem Rachel, która, zdawało mi się, delikatnie zarumieniła się pod wpływem jego spojrzenia. - Wejdź. - brunet przejął jej kurtkę i powiesił ją na wieszaku, po czym zaprowadził ją do salonu.
Czyżby był nią zauroczony?
Wyniosłem do "living room'u" wszystkie potrawy i zajęliśmy się ich opracowywaniem. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, gdy nagle temat zszedł na nasze rodzeństwo.
- Mam dwie siostry. - oznajmił Liam. Niall, Zayn, Harry także już się wypowiadali. Nadszedł więc czas na mnie. Westchnąłem głęboko.
- Mam pięć sióstr - Daisy, Phoebe, Felicity, Charlotte, Georgię. - wymruczałem.
- Louis, sześć. - wyszeptał do mnie Niall, wspominając na... tę osobę.
- "Jej nie ma" - zacytowałem Harry'ego. - Wobec tego ona się nie liczy.

*Rachel*
Zabolało mnie to, mimo tego, że spodziewałam się, iż mnie nienawidzi. Wyrzucił mnie ze swojego życia, chociaż jeszcze niedawno zajmowałam w nim czołowe miejsce.
Czego się spodziewałaś, po tym co zrobiłaś?
- Nie rozumiem. - drążyłam temat. Chciałam usłyszeć z ich ust opinie o mnie. Z pewnością, nie powinny być one pochlebne.
- Louise była moją siostrą, bliźniaczką. Urodziła się pierwsza i zawsze mi to wypominała. - zaczął swój monolog Louis.
- Nie pyskuj, jestem starsza. - wyśmiewałam się z chłopaka.
- Przestań! - odpowiadał mi często krzykiem.
... Była wspaniałą dziewczyną. Często się uśmiechała, była inteligentna, kochana, wyrozumiała, empatyczna. Zawsze dogadywaliśmy się wspaniale.
- Tylko ty mnie rozumiesz, Lou. - wyszeptał, tuląc się do mnie.
... Nazywaliśmy ją Lou. Mieszkała z nami, ale... pewnego dnia zniknęła bez śladu.
Pakowałam się jak w szale. Miałam nadzieję, że jak najszybciej opuszczę ten dom. Mój dom.
Spojrzałam na płaczącego Louis'a. Bolało mnie serce. Jak mogłam pozwolić, by tak cierpiał?!
Lepiej byłoby, gdybym nie istniała. Miałeś o mnie zapomnieć, Louis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz