sobota, 22 marca 2014

Rozdział piąty (9)

26 maja 2013, niedziela
Los Angeles

Obudziłam się o ósmej. Obok mnie nie leżał Harry, po kuchni nie krzątał się Niall, a Louis nie próbował mnie budzić. Liam nie krzyczał na nich wszystkich, a Zayn nie przeglądał się w lusterku.
Życie nie ma sensu.
Leżąc na łóżku, rozmyślałam o wszystkim i o niczym. Tak jak tamtego dnia...
- Co robisz, skarbie?- zapytał Loczek, gdy wszedł do pomieszczenia. 
- A jak myślisz? - odpowiedziałam pytaniem i uśmiechnęłam się szeroko. Harry rzucił się na legowisko obok mnie i szepnął:
- Marzysz o mnie i o naszym dziecku.
Spojrzałam na niego z przerażeniem. Zakrztusiłam się powietrzem. Mój ukochany tylko zaśmiał się melodyjnie i wytłumaczył:
- Żartowałem.
Dlaczego dopiero wtedy - 26 maja 2013r., gdy już było po wszystkim, gdy już od mojej decyzji minęły chyba dwa lata, zrozumiałam, że popełniłam błąd. Stchórzyłam, zachowałam się jak gówniara, którą poniekąd byłam. Nie potrafiłam wziąć odpowiedzialności za swoje czyny.
Co się ze mną dzieje? Dlaczego tak boli mnie brzuch? Dlaczego miesiączka spóźnia mi się o dwa tygodnie? A co jeżeli... Nie, to nie możliwe.
Czułam jak po moich policzkach spływają gorące łzy rozpaczy. Pociągałam nosem, nie potrafiłam się uspokoić. Co ja zrobię? Nie dam rady sama z dzieckiem. Przecież, kiedy Harry dowie się o ciąży zostawi mnie.
Nie wiedziałam, kto był ojcem mojego bobasa. Mimo to, pokochałam je najmocniej, jak się tylko dało.
- Państwo Styles? - zawołała nas blondynka zza blatu.
- Już niedługo. - wymruczał zadowolony Loczek i oddał mi jeden krótki pocałunek.
- Proszę do gabinetu. - rzekła z szerokim uśmiechem na twarzy. Pokonaliśmy drogę do brązowych drzwi. W środku siedział łysy, wysoki lekarz.
- Mam przejść od razu do rzeczy? - zapytał. Przytaknęliśmy. - Wychodzi na to, iż jest Pan bezpłodny.
Zatem niemożliwe, by Harriet była córką Harry'ego.
- Mam tego już dosyć!
- Co ty wyrabiasz?! - krzyczałam mu prosto w twarz.
- Nie wytrzymam. Ostatnio jesteś nie do zniesienia! Wygadujesz jakieś bzdury! Może powinniśmy odpocząć?! - odpowiadał mi również podniesionym głosem. Gdy tylko do moich uszu dobiegły jego słowa zaczęłam mocno uderzać w jego klatkę piersiową.
- A wal się! - i w taki oto sposób już wolna wybiegłam z jego domu.
Wtedy zupełnie się zapomniałam.
- Mike? Możemy się spotkać? U ciebie? W porządku. Będę za dziesięć minut.
Zdenerwowana, rozmawiałam ze znajomym. Tak ogromnie chciałam utrzeć nosa byłemu chłopakowi. Nigdy się nie lubili. To MUSIAŁO zaboleć Hazzę.
Byłam taką totalną idiotką.
Całowałam Mike raz po raz. On również nie pozostawał mi dłużny...
Oczywiście wylądowaliśmy w łóżku. Co ja sobie wyobrażałam? Że Harry do mnie wróci? Ha, po czymś takim? Ale on nie musiał wiedzieć. Przecież nie byłam jego, gdy to się stało.
- Nie mogę bez ciebie żyć. Wróć do mnie. - płakał. Widząc jego zaszklone oczy, uległam. Właśnie tego chciałam.
Skoro sama podjęłam decyzję o spędzeniu czasu z Mikiem dlaczego byłam tak zdziwiona, gdy na teście ukazały się dwie kreski.
Działałam jak w amoku. Szybko spaliłam dowód mojej ciąży, po czym wyjęłam spod naszego, już wspólnego łóżka, czarną walizkę. Jej kolor idealnie oddawał mój nastrój.
Podbiegłam do szafy i wrzucałam do niej rzeczy, jedna po drugiej. Kiedy wreszcie wszystkie półki stały się puste, zagarnęłam do bagażu kosmetyki i inne duperele. Naciągnęłam na kręcone włosy, bo takie były przed przemianą, kaptur i udałam się na lotnisko, skąd wyleciałam samolotem do Los Angeles.
Utrzymywałam kontakt tylko z Gemmą.
- Gdzie ty jesteś? Martwimy się!
- Nic im nie mów. Nie mogą wiedzieć! Rozumiesz? Przyleć do mnie, porozmawiamy.
Aż do porodu pracowałam w małej knajpce.
- Game, zaczyna się... - sapałam do słuchawki.
- Co do cholery? Jestem jeszcze na lotnisku. - oznajmiła. - Już jadę.
Piętnastego lutego dwa tysiące jedenastego roku urodziłam śliczną, małą córeczkę. Mimo, iż nie wiedziałam, kto był jej ojcem, nazwałam ją Harriet, ponieważ wolałam zapomnieć o Mike'u. Nadal żyłam w przekonaniu, że kiedyś będzie nosić nazwisko Styles, mimo jego bezpłodności.
Malutka na szczęście nigdy nie pytała o swojego ojca. Co miałabym jej powiedzieć? "Nie wiem Harrie, bo najprawdopodobniej urodziłaś się, ponieważ twoja mamusia puściła się z pierszym lepszym facetem".
Wstałam z łóżka, następnie podeszłam do dużego lustra w łazience. Oglądałam swoją twarz z obrzydzeniem. Gdybym nie zachowała się wtedy jak dwunastoletnia dziewczynka wtedy miałabym wszystko - chłopaka, rodzinę, przyjaciół. Najprawdopodobniej. Jednak fakt, iż mogłam każdego dnia oglądać mojego skarbka w postaci Harriet wynagradzał mi chociaż częściowo moje błędy.
Niebieskie oczy okolone czarnymi rzęsami. Gdzie były iskierki, które towarzyszyły im, gdy mogły się napawać widokiem Harry'ego? Niżej policzki. Zawsze, kiedy Styles ze mną flirtował, bo wbrew pozorom chłopak robił to codziennie, pojawiały się na nich szkarłatne rumieńce. Później malinowe usta, tęskniące za dotykiem warg jednego jedynego mężczyzny. Usychające z tęsknoty - tak jak ja od dwóch lat, tak jak moje serce, w którym pozostała szrama po wyjęciu niewidzialnego noża.
Tęskniłam, cholernie. Nie mogłam o nim zapomnieć. Był moim narkotykiem, po który zawsze sięgałam w rozpaczy, ale i w codzienne dni. Pozwalał mi być sobą i nie przejmować się opinią innych. Kochałam go, jak nikogo innego.
Na nic były moje starania, nie potrafiłam pokochać nikogo płci przeciwnej w taki sposób, jak jego. Wiem, raniłam Justin'a. Robiłam mu zbędne nadzieje, ale nie cieszyło mnie to, nie byłam czarnym charakterem, który lubi cierpienia innych. Chciałam, by zastąpił mi Harry'ego, jednak nijak mu się to udawało. Próbował na próżno. Traktowałam go raczej jak przyjaciela, nie jak mężczyznę, z którym spędzę resztę życia. Mimo to on żywił nadzieję, że... Ahh, nie powinien.
Dzień przeleżałam w łóżku, bawiąc się z najprawdopodobniej owocem krótkiego romansu z Mike'iem, z Harriet.
Nigdy nie wybaczę sobie tego, co mu zrobiłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz