poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział siódmy, cz.2 (12)


8 czerwca 2013
Los Angeles
Żyłam dalej, nie przejmując się innymi. Olewałam wszystko, zajmując się jedynie pracą i Harriet.
Ugh, chciałabym. Mimo wszystko moje myśli były ciągle wokół chłopców i jak na złość mój mózg nie chciał zająć się niczym innym.
Przewróciłam kartkę książki, znów lustrując litery. Nie zważając na to, iż zupełnie nie skupiałam się na ostatnich dziesięciu stronach czytałam dalej.
"Stewart uśmiechnął się szeroko, posyłając ukochanej pełne miłości spojrzenie."
Wszędzie szczęśliwe zakończenia. A jeśli to wcale nie jest prawdą? Jeżeli życie to wcale nie jest bajka?! Cholera, znów to samo!
Zaszlochałam. Po raz kolejny czułam się bezsilna wobec siebie, całego świata i mojego życia.
- Mamusiu? - usłyszałam cienki głosik małej dziewczynki, dobiegający z niedalekiej odległości. - Dlaczego płaczesz? Byłam niegrzeczna, tak? Już nie będę. Nie płacz, mamusiu.
Zobacz, co narobiłaś, idiotko!
Dziewczynka objęła mnie. Położyła głowę na moim brzuchu.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu książka... Zaciekawiła mnie za bardzo. - wymusiłam uśmiech. Harriet zlustrowała mnie wzrokiem, po czym beztrosko odparła:
- Słyszę, jak serduszko ci pika. Bom, bom, bom.
Całe popołudnie spędziłyśmy na radosnym śpiewaniu dziecięcych piosenek. Niestety, spokój zakłócił pojawiający się wieczorem Justin.
- Dawno się nie widzieliśmy, skarbie. - zaćwierkał na mój widok. Po chwili pochylił się, by skraść mi pocałunek, ale ja zwinnym ruchem obróciłam się wokół osi i skierowałam się do kuchni, krzycząc:
- Herbaty?!
Chłopak podążał za mną jak mój cień. Obserwował każdy mój ruch. Czułam, że coś knuje. Owszem, nie myliłam się, gdyż już za kilka minut pochylił się nade mną i wyszeptał czule do mojego ucha:
- Może tak oderwiemy się od herbatki?
Poczułam jego oddech i pocałunki na mojej szyi.
- Nie mam ochoty. - wymigałam się, kończąc parzenie napoju.
- Przestań, Raaachel. - wymruczał.
Zaraz kopnę go w krocze.
- Mam okres. Jasne?! - wrzasnęłam poirytowana. Nie znaczy nie. Tak trudno to zrozumieć?
Biorąc do ręki dwa pełne kubki weszłam do salonu. Rzuciłam się na łóżko, popijając gorącą herbatę.
- Ostatnio jesteś bardzo nerwowa. - zaczepił mnie ponownie Jus.
Zaczynasz coraz bardziej mnie denerwować, gościu.
- Yhh.. Bo lubię, Justin. - wytłumaczyłam krótko, włączając telewizor.
- To musisz się odzwyczaić. - stwierdził, wzruszając ramionami.
Siedzieliśmy w ciszy. Nie odzywałam się, bo nie miałam chęci na rozmowę. Szczególnie z nim.
Za to bardzo interesowały mnie moje dłonie. Tak do momentu, kiedy położyliśmy się spać. Ja, obok niego. On obok mnie.
Ja chcę Harry'ego!

***
Wstałam rano pozbawiona energii do dalszego życia. Pieprzyć wszystko. Ubrałam się szybko, pomalowałam to, co trzeba i wyleciałam z domu jak torpeda, aby zdążyć do pracy.
Wpadłam do biura, rzucając "Dzień dobry" mijanym ludziom. Po chwili Gwen zaparzyła mi kawkę i nagle poczułam się jak w niebie.
Wypisałam raporty, zrobiłam co trzeba. Zostało mi jeszcze kilka godzin relaksu. Ach, życie szefa.
I wtedy właśnie rozległ się telefon. Podniosłam słuchawkę, a po drugiej stronie rozległ się kobiecy głos.

***
Cholera. Czy to ja mam takiego pecha, czy wszyscy się na mnie nagle uwzięli? Chyba szczególnie Lara, która poprosiła mnie o natychmiastowy przyjazd do domu.
Kiedy już byłam na miejscu, spokojnie weszłam do mieszkania.
- Co się dzieje? - zapytałam opiekunkę.
- Uznałam, że to nie jest rozmowa na telefon. - oznajmiła Lara.
Musiało wydarzyć się coś złego..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz