sobota, 8 marca 2014

Rozdział czwarty cz. 2 (8)

24 maja 2013r., piątek
Los Angeles
*Rachie (jeżeli będzie bez tego, to znaczy, że to jej perspektywa :))*
- Gdzie mnie wieziesz? - zapytałam po raz kolejny Jus'a, który tylko zaśmiał się na moje pytanie i rzekł:
- Bądź cierpliwa, księżniczko.
- Louis! Dokąd idziemy? Louis? Louis? Lou? - domagała się odpowiedzi niewysoka pięciolatka. Mimo to chłopak dalej trzymał jej rękę, prowadząc ją w pewne miejsce. Miał zamiar zrobić jej niespodziankę, więc ani mu się śniło, by wyjawić cel podróży.
- Bądź cierpliwa, księżniczko.
Potrząsnęłam głową, aby wytrącić z niej wspomnienia. Resztę drogi siedziałam już cicho, stukając paznokciami o szybę mercedes'a. Jechaliśmy pięć minut, gdy nagle mój ukochany zatrzymał się przed dużym budynkiem. Na jego dachu widniał napis "Baby Club". Justin, jak to gentleman, otworzył mi drzwi samochodu. Wysiadłam. Udaliśmy się do klubu. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg, od razu domyśliłam się, że nie było to na pewno miejsce dla dzieci. W każdym bądź razie, pomijając ten fakt, dogłębnie przyjrzałam się temu miejscu. Na końcu sali, na podwyższeniu tańczyły tancerki w skąpych strojach. Mojemu towarzyszowi aż oczy błyszczały się od ich widoku. Ach, faceci...
I wtedy, przy barze ujrzałam kogoś, kogo zupełnie się tam nie spodziewałam - Gemmę, a za nią moją ukochaną grupkę chłopców. Szybko do nich podeszłam.
- Hej, Ge... Harry, Louis, Niall, Zayn, Liam. - wybrnęłam. - Skąd się tu wzięliście?
- Ze bszuszka mamy. Szyba nie ze jajkia, bo nie mamiy skszydeł. Nie, chłopczy? - mruczał pijany Louis.
- Louis, kiedyś normalnie cię uduszę! - warknęłam do chłopaka.
- Ale sze czo, ksienszniczko? - bełkotał.
- Co? Gó*no! To ty miałeś mnie pilnować, a jak dotąd jest na odwrót. - westchnęłam, po czym poczułam jego uścisk na moim ciele.
- Mieliśmy ochotę gdzieś wyskoczyć - wytłumaczył jak zawsze trzeźwy Liam. - Poznaj Gemmę, siostrę Harry'ego. Może przedstawisz nam swojego kolegę?
- To mój chłopak, Justin Bieber. - wymruczałam, wtulając się w szatyna. - Może usiądziemy razem? - przytaknęli. Wynaleźliśmy sobie kanapę, która nas pomieściła i zaczęliśmy rozmawiać.
- Gdzie wasze dziewczyny? - zadałam pytanie. Zmroziłam Lokatego laserem, niestety tylko w myślach.
- Danielle pracuje, Eleanor wyjechała do rodziców, a Caroline... - tłumaczył Liam. Nie dokończył, ponieważ przerwał mu Styles.
- Mój najpiękniejszy skarbek tańczy o tam. - wymruczał z błogością, wskazując na scenę. - Pierwsza od lewej.
Myślałam, że wybuchnę tak głośnym śmiechem, że każdy w LA, ba, każdy w USA mnie usłyszy. Kobieta, o której wspominał Harry, wyglądała jak prostytutka i szczerze nie zdziwiłabym się, gdyby nią była.
***
Tańczyliśmy w kółku już dobrą godzinę, gdy z głośników wybrzmiała wolna ballada. Akurat nie było obok mnie Jus'a, ponieważ poszedł po drinki, więc skierowałam się w stronę czerwonej kanapy. Już miałam dojść do stołu, gdy ktoś złapał mnie w talii i zaciągnął gdzieś w głąb parkietu. Chciałam piszczeć, ale "napastnik" skutecznie mi to umożliwiał. Wtem zostałam puszczona i objęta przez.... HARRY'EGO?!
CO DO CHOLERY?!
Niechętnie, bo przecież nic już nas nie łączyło, zawiesiłam mu ręce na barkach. Zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. W prawo, lewo, prawo. Było prawie tak idealnie, jak jeszcze niedawno, kiedy byliśmy razem.
Zapominasz się, Rachel.
- Dlaczego mnie nie lubisz? - wyszeptał mi do ucha Lokaty. Parsknęłam cichym śmiechem i odparłam:
- Przecież cię lubię.
Nawet za bardzo.
- Myślałem...
- Za dużo myślisz, Harry. - mruknęłam. Dalsza część piosenki minęła nam na rozmowie o ulubionych kolorach, piosenkach.
Odkąd widzieliśmy się ostatni raz naprawdę nic się nie zmienił. Nadal był tym radosnym, kochanym mężczyzną, którego pokochałam prawie dziesięć lat temu. Uśmiechał się w ten cholernie uroczy sposób, hipnotyzował oczami.
***
- Palalalalalallalalala! - wrzeszczał mi do ucha, Louis. Chyba zapomniał, że do grudnia jeszcze daleko. :)
Na zegarku widniała jedenasta dwadzieścia cztery. Dopieeeero? Mimo to nie miałam ochoty na więcej zabawy, więc zebrałam swojego "ukochanego" do domu. Tam zasnęliśmy wtuleni w siebie.
Harry, przecież mieliśmy być razem na wieczność. Mimo to Ty z Caroline, ja z Justinem. Żałuję.

1 komentarz: