9 maja 2013
Los Angeles
Znudzona
pracą przeciągnęłam się. Siedziałam tam już od dobrych pięciu godzin, a
tu nadal żadnego pomysłu na artykuł. W otoczeniu brak inspiracji.
I
właśnie wtedy do gabinetu wtargnęła moja szefowa, trzydziestoletnia Patricia
Turner, zapewne burząc moje plany na spokojny dzień. Zawsze umiała znaleźć nawet
najmniejszy błąd w najkrótszej notatce, do tego szczerze mnie
nienawidziła. Tamtego dnia ubrała się w typowo biurowe wdzianko - białą,
idealnie wyprasowaną koszulę, sięgającą jej do połowy ud, czarną,
prostą spódnicę i tego samego koloru szpilki. Włosy związała w wysokiego
koka, który dodawał jej powagi, ale też lat. Pomimo tego, iż była ona
dosyć młoda swoimi stylizacjami sprawiała, że postrzegano ją za starszą.
Do tego nazywano ją królową biznesu, zaś każdy kto temu zaprzeczył mógł
uważać się za martwego, jeśli chodzi o karierę.
Odwróciła się w moją stronę, mierząc mnie wzrokiem.
- Słyszałaś coś o kryzysie? - zapytała chłodno. Palcem wskazującym dotknęła nosa, po czym zjechała nim, aby obniżyć okulary.
- Tylko niektóre z plotek. - odpowiedziałam cicho.
-
"Patty" (nazwa gazety) zaczyna podupadać, moja droga panno. -
wyjaśniła. Jej twarz przybrała jeszcze bardziej poważny wyraz. W takich
chwilach zastanawiałam się, czy na prawdę owa kobieta ma tylko
trzydzieści, a nie sześćdziesiąt lat. - Wszystko przez brak sensacji dla
nieinteligentnych czytelników. Teraz plotki są główną dźwignią handlu,
Rachel. Jesteś u nas zdaje się najmłodszą pracownicą? - Kiwnęłam
niepewnie głową. - Postanowiłam wprowadzić nowy dział, a ty zostałabyś
jego kierowniczką. Musiałabyś czasem brać udział w galach i imprezach
dla gwiazd, przeprowadzać wywiady ze znanymi. Co ty na to?
- Wspaniale. Dziękuję za szansę. - uśmiechnęłam się do Patrici. - Kiedy miałabym zacząć?
-
Nie tak szybko, kochana... - zgasiła mój entuzjazm szefowa. - Najpierw
musisz przejść test. Wszystkiego dowiesz się przez mail'a. Czekaj na
wiadomość.
- Do widzenia. - dodałam, kiedy wychodziła. Trzydziestolatka odpowiedziała mi tym samym i opuściła pomieszczenie.
Nie
zastanawiając się dłużej nad jej słowami, rozłożyłam się na fotelu i
wyciągnęłam komórkę. Na tapecie widniało zdjęcie Harriet, która
próbowała się uśmiechać. Było to trudne, ze względu na brak zębów.
Zaśmiałam się i wybrałam numer Gemmy. Musiała ona zastąpić
opiekunkę. Lara zachorowała, więc moja córka zostałaby bez dorosłego. Na
szczęście swoją pomoc zaoferowała siostra Harry'ego. Po dwóch sygnałach
brunetka odebrała. Przeprowadziłam z nią konwersację na temat mojej
młodszej kopii. Nawet słyszałam ją gdzieś tam w tle. Bełkotała coś na
temat... kotka?
Posiedziałam w biurze jeszcze kilka godzin. Moja
zmiana zaczynała dobiegać końca. Ubrałam marynarkę, bo na dworze lekko
wiało i zbierałam się do wyjścia. Już miałam otwierać drzwi, kiedy do
gabinetu wszedł Justin. Obdarzył mnie krótkim uśmiechem, po czym
podszedł do mnie i namiętnie pocałował.
- Witaj, kochanie. Potrzebujesz transportu? - zachichotał.
-
Jak zawsze. - odparłam. Złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego
samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera i odjechaliśmy w stronę mojego
domu.
Po dziesięciu minutach jazdy Jus zaparkował drogie auto przed wieżowcem. Weszliśmy do windy, która zawiozła nas na 20 piętro. Później tylko korytarzem i w prawo. Kiedy stanęłam przed wejściem do mieszkania na początku zastanawiałam się, co w środku zastanę. Gemma była szczerze szalona i...
Raz kozie śmierć. - wsparłam się w myślach i lekko pchnęłam drzwi. W pierwszej chwili nie zauważyłam mojego szkraba, więc zagłębiłam się bardziej w pokoje.
- Boże... - sapnęłam i poczułam, jak moje nogi słabną, a ciało traci siły. Zemdlałam.